Dlugo mnie tutaj nie bylo..............ale po kolei. Zabralam sie za szycie ale jakos topornie mi szlo. Nie dlatego zem nie kumata ino mnie jakos tak nosilo, odpychalo od maszyny

. Wszystko zganialam na lenistwo, na lata przejsciowe

. No i wybralam sie w koncu poznac mojego nowego lekarza domowego. Fajny taki, mlody, wyuczony i co najwazniejsze wsio u niego tez z najnowszej medycyny. Jak mnie tak przebadal to i wynalazl co mnie tak nosi i leniwi

. Moja tarczyce ponioslo i sie rozbisurmanila tak bardzo, ze dziala jak na turbodoladowaniu

, na co ja dzialam jak stara osiemdziesiatka

No dobra koniec biadolenia- od poniedzialku mam maraton kliniczny i za 3-4 tygodnie laduje na oddziale medycyny jadrowej. Jak ona mnie tak to ja ja radioaktywnym jodem potraktuje, cho...... jedna
Wracamy do kolderki. Zszylam co bylo do zszycia, nawet niewiele bylo prucia

. Koncepja zmienila sie w czasie szycia i zamiast pelnych wiatraczkow na brzegach powstala ramka dla kontrastu do lamowki. Duze wiatraki maja odstajace uszka-uszyte sa nie z trojkatow a ze zlozonych kwadratow

Moja Maya musiala oczywiscie sprawdzic jak sie spi na tej kolderce . Lewa strona wydala jej sie bezpieczniejsza

W tym stanie bylam juz na skraju zalamania i nawet poprosilam Pierzasta o dokonczenie kolderki. nie dawalam rady wysiedziec przy maszynie dluzej niz dwie godziny co mnie jeszcze bardziej podkrecalo

Spakowalam wsio do kartona aby wyslac do Krakowa , ale pomyslalam..........w koncu to nie forum dla mieczakow i..........................dokonczylam. dzisiaj poprawilam lamowke i kolderka wyprana suszy sie . Jak dobrze pojdzie jutro a najpozniej pojutrze leci do Cebulki

Melduje wiec szczesliwy koniec akcji